Turysta wybrał się w góry.
Po drodze zatrzymał się przy studni.
Widniał na niej napis: STUDNIA BEZ DNA.
Turysta wrzucił kamień i nasłuchuje… Nic.
Wrzucił większy kamień… Nic.
Wrzucił taki duży kamień, nasłuchuje… Nic.
Nagle do studni wskoczyła koza.
Zdziwił się wielce, ale ruszył dalej w góry.
Wracając napotkał bacę przy studni.
Baca pyta:
– Panocku nie widzieliście mojej kozy?
– Widziałem, wskoczyła do studni.
– Jak to wskoczyła, jak była do takiego dużego kamienia uwiązana?!

– Baco, czy pokażecie nam Giewont? – pytają turyści.
– Jo. Widzita tom pirwszom górke?
– Tak.
– To nie je Giewont. A widzita tom drugom górke?
– Tak.
– To tyz nie je Giewont. A widzita tom trzeciom górke?
– Nie.
– To je właśnie Giewont.

Pewien turysta zabłądził w górach.
Nagle patrzy, jakiś dom.
Wchodzi a to dom bacy.
No więc dobroduszny baca dał nocleg biednemu turyście.
Rankiem Baca wychodzi przed bacówkę, a tam turysta robi pompki. Baca drapie się w głowę zdziwiony i mówi:
– Patrzcie ino! Halnego nie ma, a babę spod chłopa wywiało!

Baca trzyma w dłoni duży kawałek drewna.
Przychodzi turysta i pyta:
– baco co to będzie?
– łódka, przyjdziecie za 3 tygodnie to zobaczycie.
Przychodzą i baca trzyma jeszcze mniejszy kawałek drewna i turysta pyta:
– baco miała być łódka i co to będzie?
– świątek, przyjdźcie za 2 tygodnie.
Przychodzą a tam mniejszy kawałek drewna i turysta pyta:
– baco! Co to w końcu będzie? Miała być łódka, miał być świątek a teraz co?
A baca na to:
– jak nie spierdolę to wykałaczka.

Idzie turysta po szlaku i nagle słyszy:
– Ło Jezuuuu! Jezu, Jezu, Jezu, Jezusicku!
Biegnie, patrzy a tu baca siedzi na pieńku, obok wbita siekiera i:
– Ło Jezu, Jezu, Jezu!
– Baco! Baco co wam się stało?
– Mnie? Nic. Ło Jezuuuu! Jezu, Jezu, Jezu!
– A może komuś w waszej rodzinie?
– Mojej? Ni. Ło Jezu, Jezu, Jezu, Jezusicku!
– No to co tak lamentujecie?
– Ło Jezu, jak mi się robić nie chce!

Przychodzi zmarznięty turysta do bacówki i pyta się bacy:
– Baco macie coś do jedzenia?
– Ni, ni momy.
– A macie chociaż wrzątek?
– Mom, ino mi wystygł.

Stoi baca na Krupówkach i tak się kiwa z jednej nagi na druga. Przechodzi turysta obok niego i się pyta:
– Baco czemu się tak kiwosz?
– Panie ja się nie kiwom tylko wahom!
– Jak to się baco wahosz?
– A panie byłek wczoraj na weselu, żonę mi zgwałcili, syna mi zgwałcili, córkę mi zgwałcili no i się wahom czy na poprawiny isc!

Gość hotelowy schodzi do recepcji i mówi:
– Zasłałem łóżko.
– W porządku – odpowiada recepcjonistka.
– Nie bałdzo.

Przychodzi turysta do bacy i pyta:
– Baco, macie jakiś pokój do wynajęcia?
– Mom.
– Za ile?
– Dwiście.
– Baco! To bardzo drogo!
– Panocku ale tu jest piknie.
– No dobra baco, ale musi tu być spokój i żadnych dzieci.
– Tu nimo żadnych dzieci.
Turysta idzie spać.
Rano o godz. 5 – rumor, wrzask, z poddasza wypada czereda dzieci.
Wrzeszczą, wywracają meble itp.
Turysta zwleka się z wyra i zaspanym głosem mówi do bacy:
– Baco, baco, tu nie miało być żadnych dzieci!
– Dzieci? To są skurwysyny nie dzieci!

Pewien turysta pyta się Beduina:
Panie jak dojść do Egiptu?
A Beduin:
Panie cały czas prosto a w czwartek w prawo.

Idzie turysta i spotyka bacę siedzącego na hali i pasącego barany. Turysta nie miał zegarka podchodzi więc do bacy i pyta:
– Baco, a nie wiecie aby która jest godzina?
Baca wziął w rękę kij i zaczął gmerać w jajach najbliższego barana.
– A ósma dwadzieścia.
Turystę wielce zaciekawiło to nowatorskie podejście do mierzenia czasu i poprzysiągł sobie, że wracając znowu zapyta bacę.
Jak powiedział tak zrobił.
Wracając znowu podszedł do bacy, który nadal siedział w tym samym miejscu.
– Baco, a powiedzcie ino, która teraz jest godzina?
Baca znów wziął w ręce kijek i jak poprzednio zaczął gmerać w jajach barana, który pasł się przed nim i mówi:
– A czwarta dziesięć.
Tego już było za wiele.
– Baco a jak Wy to w jajach barana czytacie, która jest godzina?
– Jo nie w jajach cytom ino one mi zasłaniają wieżę z kościoła!

– I jak było na tej wycieczce w Afryce?
– Dobrze. Dałem 5$ jednemu wygłodniałemu dziecku.
– I co??
– Poszedł do sklepu i kupił sobie wuwuzele.