- Jasiu, co się stanie jeśli naruszysz jedno z przykazań?
Jasiu na to:
- Zostanie jeszcze 9
- Proszę księdza zgwałciłem kurę.
- Tak? A jak to zrobiłeś?
- No złapałem za skrzydła i łapy i dalej to już wiadomo.
- Hmmm sprytnie to zrobiłeś, bo ja tylko za skrzydła i mnie pazurami podrapała.
Rozejrzał się trwożnie i zbliżył się do niej.
Powoli i po cichu podniósł jej spódnicę, wielce rozochocony zaczął podciągać sutannę w górę.
Kiedy spódnica opadła ponownie powoli podniósł spódnicę i już miał sutannę w górze kiedy spódnica znów opadła.
Nagle usłyszał za plecami głos.
W zęby?
Przerażony odwraca powoli głowę i widzi stojącego w drzwiach księdza proboszcza!
Szczena mu opadła a proboszcz:
- SUTANNĘ w zęby!
Jednakże papież bardzo nudził się "z tyłu" limuzyny.
Nacisnął guzik interkomu i mówi do kierowcy:
- Chciałbym teraz poprowadzić.
Kierowca miał dylemat, bo nie wolno mu było się zamieniać, ale papież to papież.
- Zgoda - powiedział i przesiedli się.
Gdy tylko za kierowcą zamknęły się drzwi papież ruszył z piskiem opon.
Na prostych osiągał prędkość do 240 km/h, zakręty robił na dwóch kołach, słowem prosił się o interwencje bożą.
Dzięki niebiosom zatrzymał ich policjant.
Stróż prawa podszedł do okna kierowcy (szyby były przyciemniane) i puka.
- Zrobiłem coś nie tak? - pyta papież gdy uchyliło się okno.
- Eee, proszę chwilę poczekać - powiedział speszony policjant i poszedł do samochodu zawiadomić centralę przez radio.
- Halo centrala? Dajcie komisarza!
- Tu komisarz, o co chodzi?
- Zatrzymałem osobistość... co robić?
- Zatrzymałeś premiera? - pyta spokojnym tonem przełożony.
- Nie..
- Prezydenta?! - tym razem dało się słyszeć w jego głosie panikę.
- Nie...
- Boże jedyny! To kogo zatrzymałeś?! - komisarz już prawie płakał z bezsilnej złości.
- Nie wiem, ale papież jest jego szoferem...
- A ile masz lat?
- Siedem...
- A do kościółka chodzisz?
- Chodzę...
- Co niedziela?
- Co niedziela...
- Z całą rodziną?
- Z całą...
- A do którego?
- Do Carrefoura...
- Ojciec panny - powiada - jest człowiekiem wykształconym i powszechnie szanowanym.
- Więc żeń się.
- Ale panna jest brzydka jak wielbłąd.
- Więc nie żeń się.
- Ojciec panny daje w posagu dwadzieścia tysięcy rubli srebrem.
- Więc żeń się.
- Ale panna utyka na jedną nogę.
- Więc nie żeń się.
- Ojciec pany chce mnie przyjąć na wspólnika do swego interesu.
- Więc żeń się!
- Ale panna jest okropną złośnicą.
- Więc nie żeń się!
- A zatem, jak mi radzicie?
- Sądzę - mówi po głębokim namyśle rabin - że tyś powinien się wychrzcić.
- Aj, rabbi, dlaczego?
- Bo wtedy będziesz zawracał głowę księdzu, a nie mnie.
Bo usłyszał w radiu, że prokuratura ściga najbogatszego Polaka w kraju.
Ewakuacja ludności.
Wojsko puka do kaplicy:
- Proszę księdza, niech ksiądz ucieka! Ksiądz się utopi!
- Nigdzie nie idę, wierzę w Opatrzność Boską.
Po trzech godzinach ksiądz siedzi na ostatnim piętrze parafii. Podpływają motorówką:
- Proszę księdza, niech ksiądz ucieka! Ksiądz się utopi!
- Nigdzie nie idę, wierzę w Opatrzność Boska.
Minęły kolejne godziny, ksiądz na szczycie dzwonnicy.
Podpływają znowu.
- Proszę księdza, niech ksiądz ucieka! Ksiądz się utopi!
- Nigdzie nie idę, wierzę w Opatrzność Boska.
Piętnaście minut i ksiądz już z wyrzutami u Pana Boga.
- Panie Boże, no jak tak można? Swojego wiernego sługę zawieść? A tak wierzyłem w Opatrzność...
- Kretyn!!! Trzy razy po ciebie ludzi wysyłałem!!!
Obserwuje go pasażer.
W końcu podchodzi do księdza i mówi:
- Jakie ksiądz ma piękne buty, to zamszowe?
- A nie, nie, to za swoje - odpowiada ksiądz.
- Doszły mnie słuchy, córko, że wczoraj wieczorem ktoś u was straszliwie przeklinał. Tak nie można, dzieci się gorszą, a jaki zły przykład dla sąsiadów.
- Bardzo przepraszam, ale właśnie wybieraliśmy się do kościoła i mój stary nie mógł znaleźć książeczki do nabożeństwa.
Proboszcz się pyta:
- Czemu nie jesteś na mszy świętej?
- Bo mama mi nie kazała.
- To idź na mszę, a Duch Święty popilnuje Twój rower.
Jasio poszedł do kościoła.
- Przeżegnaj się.
- W imię Ojca i Syna Amen.
- A gdzie Ducha Świętego?
- Pilnuje rowerka.
Podejrzewał organistę, więc postanowił dobrać się do niego podczas spowiedzi.
Podchodzi organista Antek do konfesjonału, a ksiądz bez wstępów pyta:
- Nie wiesz, kto mi mąkę kradnie?
- Co ksiądz mówi?
- Kto mi mąkę kradnie?
- Tu nic nie słychać - odpowiada sprytny organista.
- Co ty opowiadasz!
- Zamieńmy się miejscami, to zobaczymy.
Zamienili się miejscami.
- A nie wie ksiądz, kto zaleca się do mojej żony? - pyta Antek.
- Rzeczywiście, tu nic nie słychać.
- Do kogo mam odmawiać litanię: czy do św. Antoniego, czy do św. Józefa, czy do Matki Boskiej, bo już zapomniałam?
W końcu, wyprowadzony z równowagi ksiądz odpowiedział:
- Niech pani odmawia litanię do wszystkich diabłów!
- Co to jest: rude ma puszysty ogon i skacze po drzewach?
Żadne z dzieci się nie zgłasza, więc ksiądz mówi:
- Może Ty Jasiu?
- Tak normalnie to odpowiedziałbym wiewiórka, ale jak znam życie to pewnie Jezus Chrystus....